(Pop)Kultura

Wszystkie polskie otwarcia XXI wieku.

Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Niestety, dobrze znany nam schemat. Czy powtórzy się i tym razem?

Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Niestety, dobrze znany nam schemat. Czy powtórzy się i tym razem?

Przed meczem z Meksykiem, postanowiliśmy prześledzić mecze otwarcia w wykonaniu polskiej reprezentacji na wielkich turniejach. Naszą podróż zaczniemy w roku 2002, gdyż wcześniej musielibyśmy sięgnąć aż do… 1986 roku i mistrzostw świata w Meksyku.

Dla porządku przypomnijmy, że wówczas w meczu otwarcia Polska zremisowała bezbramkowo z reprezentacją Maroko. Polacy wyszli wówczas z grupy na trzecim miejscu, by w 1.8 trafić na Brazylię i gładko ulec zero do czterech.

No to lecimy.

2002. MŚ w Korei Południowej i Japonii.
Polska – Korea 0:2

Polska czekała 16 (szesnaście) lat na ten mecz. Awansowaliśmy w przebowjoym stylu, jako pierwsi z Europy, pokonując w grupie eliminacyjnej Norwegię, Ukrainę, Białoruś, Walię i Armenię. Bilans spotkań 6-3-1, przy czym ostatnia porażka zdarzyła się dopiero w Mińsku, już po awansie, w meczu o nic.

Nic dziwnego, że po tych eliminacjach, naszpikowanymi barwnymi postaciami, jak Piotr Świerczewski czy Tomasz Hajto, zespół, z Emmenuelem Olisadebe na szpicy, jechał do Korei bojowo nastawiony. Trener Jerzy Engel buńczucznie zapowiadał, że jedziemy po tytuł!

Mecz otwarcia, stadion w Busan, Edyta Górniak i Koreańczycy którzy zaskoczyli naszą kadrę szybkością. Spokojne 2-0 dla gospodarzy. Później portugalska masakra Paulety (4:0) i na otarcie łez, rezerwowi ogrywają Amerykanów 3:1, a w Polsce nikt nie wie, jak to się stało. Najmniej chyba rozumiał trener.

Po powrocie w specjalnym programie tv, kadra z trenerem opowiadała o swojej eskapadzie do Korei. Właściwie to było wszystko dobrze, taktyka dobra, zawodnicy ekstra, no trochę pech, coś tam nie pykło. Przypomnijmy, że mówimy o meczach 0:2 i 0:4. Myśli wszystkich Polaków wyraził wówczas legendarny Kazimierz Górski, który zapytał: „Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?”

2006. MŚ w Niemczech.
Polska – Ekwador 0:2

Po drodze były jeszcze ME W Portugalii w 2004 roku. Wprawdzie Polski tam nie było ale mamy w tym turnieju swój minimalny wkład. Otóż tuż przed turniejem, jeden z uczestników zagrał z nami sparing. I przegrał 1-0. Tym zespołem była Grecja, która sensacyjnie sięgnęła wówczas po tytuł Mistrzów Europy.

Ale wróćmy do niemieckiego mundialu. W grupie wygrywamy osiem spotkań, dwa przegrywamy (z Anglikami) i awansujemy dosyć pewnie na turniej finałowy. Losowanie, grupa A, znowu gospodarze, egzotyczna Kostaryka i niewiele mówiący komukolwiek, Ekwador. I to właśnie z nimi przyjdzie nam zmierzyć się w meczu otwarcia. A wyglądało to tak:

Trochę de ja vu. Znowu 0-2. Znowu mecz pod kontrolą rywala. No i ten gol po wrzucie z autu, który nie ma prawa zdarzyć się na Mistrzostwach Świata. Narodowa trauma, bo jak to? Ekwador nas leje? Ale można było szybko ją wyleczyć.

W drugim meczu suma wszystkich polskich strachów, Niemcy. Stadion w Dortmundzie, na trybunach mnóstwo rodaków i oglądamy naprawdę niezły mecz Polaków. Bardzo długo utrzymywał się wynik bezbramkowy ale niestety, w doliczonym czasie Neuville wbija nam gola i kończy dla nas turniej. W meczu na otarcie łez, znowu rezerwowi pokonują jeszcze Kostarykę 2:1 po dwóch golach Bartosza Bosackiego. Stopera.

Trener Paweł Janas nie raczył nas bon motami, bo w zasadzie nigdy nie dał ciekawego wywiadu. Można nasz występ na tym mundialu w skrócie podsumować, parafrazując znane powiedzonko. Przegrany? To do domu

Zaś na naszych oczach, zrodziła się wówczas tradycja meczu otwarcia, meczu o wszystko i meczu o honor.

No i jeszcze druga tradycja. Od tego turnieju, po każdej porażce polskiej reprezentacji, pojawia się kultowa już, niestety, okładka.

2008. ME w Austrii i Szwajcarii
Polska – Niemcy 0:2

Mistrzostwa Europy w 2008. Dwa tysiące osiem. I który raz Polska gra na takim turnieju? Pierwszy! To był nasz pierwszy w historii występ na ME, które rozgrywane są od 1960 roku. No to jeśli na MŚ w Korei czekaliśmy 16 lat, to tutaj czekaliśmy właściwie wieczność. No ale się doczekaliśmy

Czy pisaliśmy coś o de ja vu przy okazji MŚ 2006? Cóż, szkoda byłoby zmieniać taką tradycję. Losowanie i mamy taką oto grupę:

✅ Gospodarz turnieju? Jest. Austria.
✅ Niemcy? Są
❓ Mecz otwarcia 0:2?

Mecz otwarcia graliśmy z Niemcami. Z tego meczu najbardziej pamiętliwe momenty to gole urodzonego w Gliwicach Lukasa Podolskiego, który nie okazywał po bramkach radości. Pewne zwycięstwo późniejszych finalistów. Wynik?

✅ 0-2. Oczywiście.

Jedyna różnica, że tym razem liczyliśmy się z porażką w tym meczu, a całą nadzieję pokładaliśmy w kolejnych spotkaniach. Z Austrią i Chorwacją. Z Austrią – tradycyjny mecz o wszystko. Miało być łatwiej, a tymczasem gdyby nie Borubar , Artur Boruc, to byłoby kiepsko. Potem gol Rogera i Howard Webb, który zostaje narodowym wrogiem numer jeden. Czy słusznie? Naszym zdaniem nie, bo ten karny się Austriakom jednak należał. Poniżej skrót:

Na koniec, który mógł dać nam awans, gdyby Austriacy wygrali z Niemcami ale mniejszą ilością bramek niż my czyli klasyczny tzw. mecz matematycznych szans. Graliśmy z Chorwatami, którzy już mieli awans zapewniony czyli teoretycznie, jakieś nadzieje były. Austriacy stracili bramkę, dla nas zaczął się „mecz o honor” i przegraliśmy 0-1.

Wracamy do bazy na tarczy. Znowu.

2012. ME w Polsce i Ukrainie
Polska – Grecja 1:1

Na MŚ 2010 w RPA nie pojechaliśmy, a tak nam się spodobało na Mistrzostwach Europy, że postanowiliśmy zapewnić sobie awans, organizując turniej u siebie. Spory w tym udział Hrihorija Surkisa, całkiem spory Michała Listkiewicza.

Kadra Franciszka Smudy grała sparingi przez dwa lata, dostała grupę, którą roboczo nazwano Grupą Śmiechu (Grecja, Rosja, Czechy). Porównajmy to z grupą B – Niemcy, Holandia, Dania, Portugalia. Założymy się, że bez sprawdzania, nie potrafilibyście powiedzieć dziś, kto ją wówczas wygrał, gdyż była tak silna i wyrównana.

Ale to nie było nasze zmartwienie. Trzeba było w końcu wyjść z grupy na jakimś turnieju, co nie zdarzyło się Polakom już od ćwierć wieku. Na początek Grecja. W powszechnej opinii, najsłabsza drużyna turnieju.

Mecz otwarcia całych mistrzostw, piękny nowy Stadion Narodowy, jesteśmy gospodarzami, setki tysięcy w strefach kibica, miliony przed telewizorami, 17 minuta i Robert Lewandowski głową wyprowadza nas na prowadzenie. Euforia, szaleństwo, no k***a wreszcie!

Właśnie dla takich chwil ogląda się ten sport.

Ale mecze piłkarskie mają to do siebie, że nie kończą się po kwadransie, lecz dopiero po sześciu. Tak było i tym razem. Najpierw w 51 minucie Salpingidis wyrównał, potem Szczęsny dostał czerwo i zamiast cieszyć się ze zwycięstwa, drżeliśmy o końcowy wynik. Po 90 minutach było 1:1.

Później mecz o wszystko z Rosją, uznawaną za faworyta grupy. I znowu jeden do jednego. Wyjeżdżamy z Warszawy do Wrocławia i jest pewna nowość. Mamy drugi mecz o wszystko! Z Czechami wystarczy wygrać. No tak. Wystarczy wygrać. Mówi się łatwo, przegrywa się jeszcze łatwiej. 0:1 i kończymy zabawę. Można się rozejść. Z grupy śmiechu awansują Czesi i Grecy, którzy od razu odpadają w ćwierćfinałach.

No ale szukajmy plusów. Kadra nawiązuje do historycznej nazwy „Orły Górskiego” i dorabia się pseudonimu „Biedronki Smudy”. Zaś my wszyscy możemy się pochwalić, że Puchar za zdobycie tytułu Mistrza Europy, w końcu znalazł się na polskiej ziemi

2016. ME we Francji
Polska – Irlandia Północna 1:0

Do Brazylii w 2014 nie pojechaliśmy, za to na dobra zadomowiliśmy się w Mistrzostwach Europy. W grupie starzy znajomy z Niemiec, Ukraińcy i Irlandia Północna. Tą ostatnią kojarzymy głównie z tego momentu:

Tym razem w bramce Wojciech Szczęsny. Reprezentacja zbudowała nadzieje dobrymi eliminacjami, oparta na byłym dortmundzkim trio: Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski. Ze świetnym wtedy Krychowiakiem, Peszką, Grosickim, nieszablonowym Kapustką i profesorem Glikiem. No mieliśmy podstawy żeby sądzić, że tym razem to jednak z grupy wyjdziemy.

Mecz otwarcia, długie męczenie buły ale ostatecznie dosyć pewnie wygrywamy po golu Milika 1:0 z Irlandczykami z Północy. Właśnie tak wyglądać powinien klasowy zespół. Maszyna do wygrywania, kontrola przez 90 minut.

Potwierdzenie znaleźliśmy w kolejnych meczach. Remis z Niemcami i skromne ale znowu spokojne 1:0 z Ukrainą. WYCHODZIMY Z GRUPY! I to nie jest nasze ostatnie słowo.

W 1/8 czekają Szwajcarzy. Bardzo wyrównany mecz, prowadzimy po golu Kuby, fenomenalny gol Shaqiriego w końcówce, potem dogrywka i karne. Tam myli się Xhaka, my jesteśmy stuprocentowo skuteczni. Ostatniego gola strzela Krycha i polski sen trwa. Jesteśmy w ćwierćfinale!

Czas na Portugalię. O 21:00 Polacy ledwo rozsiedli się na kanapach i w strefach kibica, otworzyli browary i 21:02 cała Polska wyglądała już tak:

W 33 minucie Renato Sanches wyrównuje. Dogrywka nie przynosi rozstrzygnięcia i mamy znowu rzuty karne. Nie strzela Jakub Błaszczykowski i wracamy do kraju. Jednak tym razem na tarczy. Oczywiście czuliśmy wtedy wszyscy ogromny niedosyt, szczególnie że w półfinale czekała Walia i była niepowtarzalna szansa na historyczny finał z udziałem Polaków.

Ale dziś, po sześciu latach, wiemy że był to najlepszy turniej jaki oglądaliśmy z udziałem polskiej drużyny od 1982 roku. Czyli dosyć długo.

2018. MŚ w Rosji
Polska – Senegal 1:2

Do Rosji jechaliśmy po 12 latach przerwy od MŚ, z mieszanymi uczuciami. Wielu kibiców uznawało grupę z Senegalem, Japonią i Kolumbią za dosyć łatwą i będącą w naszym zasięgu. Znawcy futbolu przestrzegali jednak przed nadmiernym optymizmem, gdyż każda z tych drużyn prezentuje zupełnie inny styl gry i każda mogła nas zaskoczyć. No ale jak się później okazało, najbardziej zaskoczyliśmy się sami.

Najpierw zaskoczył wszystkich Kamil Glik, który na zgrupowaniu w Arłamowie wybił sobie bark. Nasza podpora defensywy nie mogłą zagrać w meczu otwarcia. Zagrał Thiago Cionek i zaskoczył Szczęsnego, zaliczając swojaka. Mecz z Senegalem wszyscy jednak pamiętają ze względu na ten moment.

Krychowiak zaskoczył wszystkich, Bednarka zaskoczył Niang, zaskoczony Szczęsny wybiegł z bramki ale było już za późno. 0:2 i wszyscy mają kolejne de ja vu. Krychowiak strzelił jeszcze na 1:2 ale nic to nie zmieniło. Znowu przegrywamy mecz otwarcia. Polska zaskoczona. Ale czy słusznie?

Wróciliśmy jednak do tradycyjnego meczu o wszystko. Kolumbia obnażyła wszystkie nasze braki i gładko pokonała Polskę trzy do zera. Najlepiej podsumował to, tuż po meczu w relacji tv, Jacek Laskowski słowami:

No to mamy mundial w 4K: Kolumbia, Kazań, Klęska. Czwarte K proszę sobie dopowiedzieć

Tradycyjny mecz o honor wygrywamy z Japonią jeden do zera.

2020 (2021). ME w Europie
Polska – Słowacja 1:2

Turniej który miał odbyć się w 2020 w kilkunastu miastach Europy, ze względu na pandemię przeniesiono na rok 2021. Spowodowało to roszadę na stanowisku selekcjonera, Jerzego Brzęczka zastąpił Paulo Sousa. Czy słusznie? Tego nigdy się nie dowiemy.

Grupa ze Słowacją, Hiszpanią i Szwecją, powszechnie uważana była za silną acz panowało przekonanie, że powinniśmy z niej wyjść. Wiadomo, faworyci z Półwyspu Iberyjskiego ale kluczem do awansu z grupy miał być ostatni mecz ze Szwedami. I był, choć w nieco innym scenariuszu niż się spodziewaliśmy.

Mecz otwarcia ze Słowacją. Sami Słowacy, co wyraził w studiu telewizyjnym słowacki bramkarz Jan Mucha, nie liczyli na sukces ani w turnieju ani w meczu z Polską. I co na to polska reprezentacja? Ano zaskoczyła wszystkich, podtrzymując tradycję meczów otwarcia i przegrała 1:2. Ten mecz wywołuje w nas taką zadrę, że wybaczcie ale poprzestaniemy na opisie w tym momencie.

I mamy to. Mecz o wszystko. Polska – Hiszpania. Naród zrezygnowany, a tymczasem remisujemy jeden do jednego. Dostajemy uśmiech od losu i mamy drugi w tym stuleciu mecz ostatniej szansy w ostatnim meczu grupowym. Trzeba wygrać ze Szwedami i wychodzimy z grupy.

Środa, 23 czerwca, Petersburg. Polska – Szwecja. Wszyscy oczekują skomasowanej defensywy szwedzkiej, a tymczasem, znowu zaskoczenie. Szwedzi chcą grać w piłkę i już w drugiej minucie wychodzą na prowadzenie. Gonimy wynik, dwukrotnie wyrównujemy ale ostatecznie przegrywamy 3:2 i odpadamy z turnieju.

2022. MŚ w Katarze
Polska – Meksyk ?- ?

Statystyki są takie: W XXI wieku, graliśmy na MŚ mecze otwarcia trzykrotnie.
Trzykrotnie graliśmy z drużynami z innego kontynentu, trzykrotnie przegraliśmy, trzykrotnie traciliśmy dwa gole, dwukrotnie nie strzeliliśmy żadnego.

Rozszerzając to o mecze otwarcia ME, mamy bilans: 1-1-5. Bramki: 4-11.

No szału nie ma.

Czas na przełamanie? Panowie, liczymy na Was. Jest takie staropolskie przysłowie.
Do trzech czterech razy sztuka.

DO BOJU POLSKOOOO OOOOOO

Exit mobile version